Cześć wszystkim! Gdyby ktoś na początku roku powiedziałby mi, że to moje ostatnie miesiące bycia panną - nie uwierzyłabym! Mimo, że weselne plany snuły się po głowie, to jednak pandemia i brak odpowiednich funduszy mocno przekreśliły to co zamierzaliśmy. Odpuściliśmy temat i żyliśmy sobie dalej... Aż do pewnego marcowego dnia, gdzie stwierdziliśmy, że cudownie byłoby zapieczętować naszą siedmioletnią relacje. Jak powiedzieliśmy - tak też zrobiliśmy! W kwietniu podpisaliśmy umowę z salą weselną i zaczęliśmy przygotowania do najpiękniejszego dnia w naszym życiu. Jednak zanim do niego doszło, odbył się mój wieczór panieński! Zapraszam Was serdecznie do przeżycia tej przygody razem ze mną!
Tak jak w wielu przypadkach bywa, to właśnie świadkowa podejmuje się wyzwania, aby przygotować wieczór panieński. W każdym razie, u mnie tak było. Na świadkową wybrałam Laurę, z którą znam się od czasów gimnazjum, czyli od 2012 roku. Później trafiłyśmy do tej samej klasy w technikum i mimo ukończenia szkoły średniej to wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt. Jest to osoba, która w ostatnich latach mocno mnie wspierała. Przeżywała razem ze mną najgorsze momenty i nigdy nie odwróciła się, gdy popełniałam błędy. Zawsze mogłam na nią liczyć, ale i pośmiać się. A w dodatku jest bardzo zorganizowaną osobą. Dlatego wybranie Laury na świadkową, była jedną z lepszych decyzji w moim życiu.
Laura do swojego "zadania" podeszła z niezwykłą starannością. Szczegółowo wypytała, co mniej więcej oczekuję od tego wieczoru, a czego kompletnie nie życzyłabym sobie. Zależało jej na tym, abym to ja była w centrum i żeby to przede wszystkim mi się podobało. Niby oczywista sprawa, ale czasami pod wpływem innych osób zapominamy o tym, dla kogo to robimy. Dlatego bardzo doceniam fakt, że nie dała sobie wejść na głowę i zorganizowała te cudowne wydarzenie.
Mimo, że dałam parę sugestii odnośnie tego dnia, to kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Była to dla mnie jedna wielka niespodzianka praktycznie do samego końca! Dopiero parę godzin przed dowiedziałam się, że mam się spakować, a resztę instrukcji dostanę później.
Żeby czuć się wyjątkowo podczas tego wieczoru, umówiłam się przed południem na próbny makijaż ślubny. Był to mój pierwszy raz, kiedy skorzystałam z usług makijażystki. Ale na pewno nie ostatni! Czułam się przepięknie. Dodało mi to ogromnej pewności siebie. Oprócz tego, stałam się spokojniejsza o swój ślubny makijaż, ponieważ wiedziałam, co mnie czeka, a przy okazji mogłam sprawdzić trwałość. Jeśli jesteście z okolic Trójmiasta to bardzo Wam polecam usługi u Agnieszki, link do jej Instagrama znajdziecie TUTAJ.
Wracając, a właściwie zaczynając historię o moim wieczorze panieńskim to wszystko zaczęło się około godziny siedemnastej. Pod blokiem miał czekać na mnie taksówkarz. Jakie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że jest nim mój narzeczony (a właściwie teraz już mąż). Oczywiście, miałam zakaz patrzenia na GPS. Po kilkudziesięciu minutach drogi wylądowaliśmy w Gdańsku, na Śródmieściu przy Motławie, gdzie Laura już na mnie czekała. Po chwili, zaprowadziła mnie na nowe osiedle. Okazało się, że mamy wynajęty apartament. W środku czekała na mnie reszta dziewczyn. Było mnóstwo balonów, piękny napis na ścianie, cudownie przygotowany stół. Nie zabrakło również wejściówek wstępu, czyli opasek na dłonie. Moja była biała z napisem "Bride".
Po uroczystym powitaniu, przyszedł czas na jedzenie! Było tego naprawdę sporo. Większość przygotowała siostra mojego męża, biorąc pod uwagę dania, które najbardziej lubię. Oczywiście, nie została z tym sama. Karolina, o której wspominałam często w ostatnim wpisie również wykazała się swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Ciasto wyglądało obłędnie i było naprawdę pyszne!
Podczas posiłku konsumowałyśmy również szampana, na którym znajdowały się przepiękne, personalizowane etykiety, a w tle leciały piosenki moich ulubionych artystów, czyli Justina Biebera i Sylwii Grzeszczak. Po jedzeniu przyszedł czas na tańce i na naszą ukochaną grę karciano-alkoholową "Wodospad". Uwaga, po kilku rundach można mocno się wstawić, zwłaszcza jak będziecie pić shoty, czego w tym przypadku nie polecam. Chyba, że chcecie, aby Was szybko odcięło.
Na koniec wybrałyśmy się na imprezę do klubu "Kwadratowa". Było bardzo dużo ludzi na obydwóch salach, w związku z rozpoczęciem roku akademickiego. Dlatego chwilę nastałyśmy się w kolejce. Mimo to było warto. Wytańczyłyśmy się i wróciłyśmy do apartamentu. Jednak przed wyjściem na imprezę, czekała mnie niespodzianka w postaci filmiku z naszymi wspólnymi zdjęciami oraz cudowny prezent w postaci voucheru na masaż oraz bransoletki z firmy Yes. Ja również nie wypuściłam moich przyjaciółek z pustymi rękoma, dlatego przygotowałam drobne upominki w postaci pierniczków zamówionych u Bajeczne pierniczki oraz małych, smakowych wódek.
To był niezwykły wieczór. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
*Zdjęcia własne*
Braliście kiedyś udział w takim wydarzeniu?
Jak wspominacie swój wieczór panieński bądź kawalerski?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
A jeśli jesteście ciekawi krótkiej rolki z naszej sesji ślubnej to zapraszam na Instagrama.
Ściskam Was mocno,
Adrasteja