sobota, 27 lipca 2019

SZWECJA w jeden dzień | STENA LINE

SZWECJA w jeden dzień | STENA LINE
Witajcie Kochani! Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o mojej wyprawie do Szwecji, która miała miejsce już lekko ponad trzy tygodnie temu. Ostrzegam, że będzie trochę tekstu, ale i też zdjęć! Opiszę Wam dokładnie jak wyglądała wycieczka promem oraz pobyt w Szwecji, a dokładnie w Karlskronie. Zatem zapraszam do relacji, która jest jednocześnie przewodnikiem.


Zacznijmy od początku. Na terminalu promowym w Gdyni musimy stawić się między godziną 19.30, a 20.00. Po wejściu do budynku, ukazują się przed nami monitory z napisem Check-In. Musimy zeskanować kod kreskowy, który znajduje się na naszym potwierdzeniu rezerwacji (email lub wydrukowana umowa przy kasie). Po wykonaniu tej czynności, na ekranie pojawią się po kolei imiona i nazwiska uczestników (w tym przypadku mojego narzeczonego i moje). Następnie trzeba zeskanować dokumenty - dowód osobisty lub paszport. Po zakończeniu tych czynności drukują się 3 bilety - 1 potwierdzający wycieczkę, 2 do kabiny oraz bramek. Teraz pozostaje czekać na krzesełkach lub ustawić się w kolejce. Wpuszczać zaczynają ok. 20.30. Skanuje się wydrukowany bilet i koniec odprawy. Można już iść po schodach (lub windą) prosto na prom Stena Line Spirit!

Mała wskazówka odnośnie monitorów z Check-In. Jeśli nie będziecie sobie dawać rady to nie bójcie się. Jest specjalne stanowisko, gdzie można podejść, a tam pracownik na pewno z przyjemnością Wam pomoże!
Jesteśmy na promie! Na wejściu czeka na Nas obsługa. Najmłodszych witają balonami i chorągiewkami z napisem Stena Line, a dorosłym pomagają z odnalezieniem kabin. Drzwi otwiera się za pomocą karty, którą dostaliśmy przy odprawie. Standardowy pokój składa się z dwóch pojedynczych łóżek, stoliczka, telewizora oraz łazienki, w której znajduje się toaleta, umywalka, lustro oraz prysznic. Są również ręczniki oraz klimatyzacja, którą można dostosowywać pod siebie. Oprócz tego może znajdować się okno, ale taki pokój jest droższy. Natomiast zamiast niego mieliśmy duże lustro po środku.
Czas udać się na pokład, gdzie czekają na Nas cudowne widoki - zachód słońca! Wysokość jak i sam prom robi naprawdę ogromne wrażenie. Uważam, że to trzeba zobaczyć samemu, aby poczuć te wszystkie emocje. Naprawdę. Czułam jakby moje wewnętrzne dziecko się uwolniło. Nie mogłam przestać się uśmiechać, mimo, że był to już mój drugi raz (wcześniej na wycieczce szkolnej). Oprócz tego pogoda nie do końca sprzyjała. Było dosyć chłodno i wiało, a niebo wypełniały chmury. Jednak nie powstrzymywało to mojego entuzjazmu. A to był dopiero początek moich wrażeń... 21.00 Wypływamy! 
O 21.10 przyszedł czas na spotkanie organizacyjne z przewodnikami (o ile ktoś wykupił). W klubie, w którym odbywało się spotkanie znajdowały się dwie grupy - pierwsza z przewodnikiem 3-godzinnym, a druga z całodniowym. My byliśmy w tej pierwszej. Samo spotkanie nie trwało długo, wytłumaczyli Nam jak będzie wyglądać dzień, do którego autokaru mamy się kierować, musieliśmy potwierdzić swoją obecność oraz dostaliśmy materiały potrzebne potem do samodzielnego zwiedzania miasta.

Mieliśmy już czas dla siebie, więc wzięliśmy się za zwiedzanie promu. Odwiedziliśmy sklep pokładowy, w którym kupiliśmy alkohol inny niż w Polsce oraz zagraliśmy na automatach. Później udaliśmy się do kabiny w celu ubrania czegoś cieplejszego. Mieliśmy zamiar wyjść znowu na pokład, a zbliżała się północ.

UWAGA! W sklepie można zapłacić w PLN, SEK, NOR, EUR oraz przy użyciu karty Visa, Visa Electron, MasterCard i Maestro!
Poszliśmy na sam koniec pokładu i zaczęliśmy oglądać morze, które pieniło się pod wpływem silników. Wyglądało to naprawdę pięknie. Jednak zrobiło się naprawdę zimno. Za zimno. Schowaliśmy się, więc pod daszek, pod którym odbywała się wcześniej dyskoteka. Teraz nie było nikogo. Staliśmy sami, wtuleni w siebie. Wtedy On zaczął przemawiać. Klęknął przede mną i otworzył pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym. Zaniemówiłam. Zaczęłam płakać i również klęknęłam razem z nim oraz rzuciłam się w jego ramiona. W końcu udało mi się wymówić słowo "OCZYWIŚCIE!". Serce latało mi jak oszalałe. Czułam się szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa i marzyłam o tym, aby ta chwila nigdy się nie skończyła.

Po wydarzeniu, udaliśmy się do kabiny, ponieważ czekała Nas pobudka o 6 rano. Niestety, byłam tak podekscytowana, że albo nie mogłam zasnąć albo budziłam się, co 10 minut. Natomiast mój narzeczony nie miał kompletnie żadnego problemu ze snem i spał jak aniołek.
"I am sailing. I am sailing. Home again. 'Cross the sea. I am sailing. Stormy waters. To be near you. To be free..." - jest godzina 6.00, z głośników wydostaje się głos Rod'a Stewart'a z utworem "Sailing", który służy jako budzik na promie. Czas się szykować, ponieważ od 6.30 obsługa może pukać do kabin z zamiarem sprzątania. Robią tak, dlatego, że z powrotem płynie się promem Stena Line Vision. Gotowi, czekamy na dopłynięcie do portu, oglądając przy tym pojawiające się wysepki.

Od 6.00 można zjeść śniadanie w restauracji o ile się je wykupiło. Jednak my nie mieliśmy takiej potrzeby, ponieważ na prom można wziąć swój prowiant, co moim zdaniem jest naprawdę dobrym rozwiązaniem.

O 7.30 dopłynęliśmy. Na terminalu można było zostawić swoje bagaże w szafkach. Koszt tej szafki wynosił bodajże 20 lub 30 SEK. Nie jest to dużo, jednak my mieliśmy plecaki z kilkoma rzeczami oraz jedzeniem, więc wzięliśmy je ze sobą na wycieczkę.

Przed 8.00 ustawił się nasz autokar z numerem 2. Kiedy każdy zajął swoje miejsce, głos zabrała przewodniczka Natalia. Swoją drogą, naprawdę bardzo sympatyczna dziewczyna, która dużo wiedziała, opowiadała ciekawie i w każdej chwili służyła pomocą.
Naszym pierwszym celem był punkt widokowy Bryggareberget, z którego można obejrzeć panoramę archipelagu szkierowego i centrum miasta na wyspie Trossö.

Jakby kogoś dziwiła moja bluza w czasie lata to już tłumaczę. Tego dnia było naprawdę zimno. 14 stopni oraz bardzo silny i mroźny wiatr. Nie ma co się dziwić. W końcu to Skandynawia.

Natomiast przewodniczka powiedziała Nam, że i tak nie trafiliśmy takiej złej pogody. Jednak na późniejszych zdjęciach zobaczycie, że ubrałam jeszcze kurtkę.
Kolejnym punktem była dzielnica Björkholmen, która słynie z małych, kolorowych, drewnianych domków. Kiedyś miała miano jednej z najbiedniejszych części miasta. Obecnie domki kosztują naprawdę sporo oraz z tyłu posiadają dobudówki.

Ciekawą rzeczą jest lusterko umieszczone na środku okna, które kiedyś pozwalało na dyskretne podejrzenie kogoś, kto znajduje się pod drzwiami.

Oprócz tego, mówi się, że domki są takie małe, ponieważ mieszkający w nich wtedy stoczniowcy przemycali deski ze swojego miejsca pracy... pod płaszczem.
Później udaliśmy się pod Kościół Admiralicji, który jest najstarszą w Karlskronie, a największą drewnianą świątynią w Szwecji. Przed nim znajdowała się słynna figura-skarbonka Matsa Rosenboma. Jednak jego oryginał znajduje się w środku kościoła, do którego niestety nie mogliśmy wejść. Historii nie będę Wam opowiadać, ale warto ją przeczytać przed przyjściem tutaj albo wysłuchać przewodnika.

Niedaleko kościoła znajduje się również pomnik chłopca wybiegającego z książki. Jest on bohaterem powieści Selmy Lagerlöf, która jako pierwsza kobieta otrzymała literacką Nagrodę Nobla.
W prawo od pomnika, schodząc na dół idziemy w kierunku Nabrzeża Królewskiego, z którego rozpościera się widok na archipelag oraz port wojenny. Czasami znajdują się tam okręty wojenne. 

Obok można zobaczyć Bastion Aurora, który jest zachowanym fragmentem murów Karlskrony.
Kolejnym punktem jest Rynek. Ale zanim do niego dojechaliśmy to po drodze minęliśmy Targ Rybny, na którym znajduje się pomnik Rybaczki. Niestety, nie mam zdjęcia, ponieważ nie zatrzymywaliśmy się.

Na rynku znajduje się plac z ratuszem, dwoma kościołami (Kościół Trójcy Świętej i Kościół Fryderyka, do którego wchodziliśmy) oraz pomnikiem Króla Karola XI - założyciela miasta.

Po lewej stronie od Kościoła Fryderyka znajduje się najpopularniejsza lodziarnia w Karlskronie - Glassiären z naprawdę pysznymi lodami! U nich jeden smak oznacza taką konkretną porcje, a nie gałkę.
Ostatnim punktem wycieczki z przewodnikiem jest Marinmuseum - Muzeum Morskie/Marynarki Wojennej. Muzeum jest darmowe. Nie wiem czy całorocznie czy tylko sezonowo. Jednak jest jedną z największych atrakcji Karlskrony. W muzeum można zobaczyć: autentyczne okręty podwodne (między innymi Nep - Neptun), figury dziobowe tzw. galiony, podwodny tunel (gdzie zachowany jest wrak statku) oraz kolekcje modeli okrętów. Przy nabrzeżu znajdują się trzy zabytkowe okręty, między innymi fregata Jarramas.

Niestety, zdjęcia muzeum nie zrobiłam, dlatego posłużę się fotografią z Internetu. Natomiast pozostałe należą do mojej kolekcji.
Mając czas wolny zwiedziliśmy kolejne piętro muzeum, łodzie podwodne oraz okręty znajdujące się obok (wyżej zdjęcia). Później wybraliśmy się na jedzenie na rynku. Nie muszę chyba mówić, że w Szwecji bardzo popularny jest lunch w formie bufetu szwedzkiego. Ceny wahają się między 85, a 130 SEK. Tak mniej więcej. Ludzie w restauracjach są naprawdę mega przyjaźni.

Później stwierdziliśmy, że wybierzemy się na wyspę Aspö. Niedaleko Muzeum Marynarki Wojennej, po lewej stronie znajduje się taki mini port, z którego odpływają bezpłatne promy Aspöfärjan (ten żółty na zdjęciu niżej), co 30-60 minut. Na szczęście rozkład dostaliśmy na spotkaniu organizacyjnym z przewodnikiem. Rejs trwa około 30 minut. Na wyspie znajduje się twierdza Drottningsskär, do której idzie się z 20 minut. Można wejść do środka za darmo. Na terenie twierdzy znajduje się też restauracja.

Po drodze do twierdzy jest także sklep, w którym kupiliśmy trochę szwedzkich słodyczy.

Pobyt na wyspie zajmuje ok. 3 godzin.
Po powrocie z wyspy pochodziliśmy trochę po rynku, odwiedziliśmy galerię oraz lodziarnię, o której wspominałam wyżej. Lody zjedliśmy w Parku Hogland, gdzie znajduje się kilka pomników, w tym jeden z fontanną. Oprócz tego, centralnie obok parku jest przystanek autobusowy.

Z centrum na terminal promowy (przystanek Verkö) dostaniemy się autobusem miejskim nr 6.  Pojechaliśmy o 18.45 (tak kursuje poniedziałek - piątek). Bilety można zakupić w automacie albo u kierowcy. Z racji, że wybraliśmy wycieczkę z przewodnikiem to otrzymaliśmy taki żółty papierek, który umożliwiał nam jednorazowy przejazd. Musieliśmy go u kierowcy wymienić na paragon. Podróż autobusem trwa około 30 minut.
Na terminalu promowym również znajdziemy monitory Check-In oraz stanowisko. Tym razem zeskanować musimy kartę pokładową (ten 1 z 3 biletów), a nie numer rezerwacji, dokumenty również trzeba. Drukują się nam 2 bilety. W przeciwieństwie do terminalu w Gdyni, od razu idziemy do bramki i skanujemy, a dopiero później czekamy na wejście na prom Stena Line Vision.

Prom wygląda identycznie. Kabina również. Odpłynięcie o tej samej godzinie, czyli 21.00. Tym razem nie mamy sił na chodzenie po promie. Od razu idziemy spać - zmęczeni, ale pełni wrażeń. Poranne procedury są takie same jak w pierwszą stronę. O 7.30 przypływamy do Gdyni. To już koniec naszej wyprawy...

Koszt takiej wycieczki wyniósł 679 zł (w tym opłaty portowe i ekologiczne - 40 zł oraz 120 zł przewodnik 3-godzinny). Cena każdego dnia jest inna, więc warto patrzeć i czekać na promocje. Nasza zniżka wynosiła 279 zł, więc sporo zaoszczędziliśmy. Trzeba też zauważyć, że transport wodny nie należy do najtańszych.
Byliście kiedyś w Szwecji?
A może płynęliście Stena Line?
Gdzie jedziecie na wakacje?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

Pisanie tego posta zajęło mi prawie cały dzień, ale musiałam się podzielić z Wami wrażeniami. Po za tym, myślę, że to dobry przewodnik dla kogoś, kto wybiera się tam po raz pierwszy albo zastanawia się czy warto. Śmiało mogę powiedzieć, że TAK, WARTO! 

Zapraszam Was także na mojego Instagrama.

Trzymajcie się ciepło,
Adrasteja

czwartek, 18 lipca 2019

JESZCZE DŁUŻSZE ZARĘCZYNY, YOU GET ME, NARZECZONY NA NIBY, MOTHER! | PRZEGLĄD FILMÓW #3

JESZCZE DŁUŻSZE ZARĘCZYNY, YOU GET ME, NARZECZONY NA NIBY, MOTHER! | PRZEGLĄD FILMÓW #3
Witajcie Kochani! Jak Wam mijają wakacje? Wyjechaliście już gdzieś, a może dopiero macie w planach? Koniecznie dajcie znać co się u Was dzieje! Tymczasem i ja się pochwalę. Lipiec zaczął mi się naprawdę wyjątkowo. Wypłynęłam Stena Line na wakacje do Szwecji wraz z moim chłopakiem. A wróciłam jako narzeczona! Jeśli jesteście ciekawi jak to się stało to zapraszam na mojego Instagrama, gdzie pokrótce opisuje to wydarzenie. W dodatku parę dni temu obcięłam włosy aż do ramion! To wielka zmiana dla mnie, bo od 1 gimnazjum miałam długie i póki, co nie mogę się przyzwyczaić, ale myślę, że  to miła odmiana.

Dzisiejsze filmy są o różnych relacjach miłosnych, głównie o narzeczeństwie. Jednak dobór był przypadkowy, ale pasuje to do moich ostatnich wydarzeń. Sami pewnie rozumiecie jaka muszę być w tym momencie szczęśliwa. Nie przedłużając już, zapraszam do czterech recenzji!



Jeszcze dłuższe zaręczyny
Jeszcze dłuższe zaręczyny to amerykańska komedia romantyczna. Film opowiada o Violet, która właśnie zrobiła doktorat z psychologii oraz o Tom'ie, który jest zastępcą szefa kuchni w modnej restauracji w San Francisco. Para zaręczyła się po roku znajomości i planują ślub. Niestety, wciąż zdarza się coś, co im przeszkadza i muszą przekładać termin. Violet zmusza Tom'a do ciężkich zmian, a sama spełnia się na uniwersytecie, dzięki stypendium naukowemu.

Wraz z przeprowadzką zaczęły się ich problemy. Tom nie może znaleźć odpowiedniej posady, a Violet przedłuża stypendium, spełnia swoje marzenia oraz robi różne, nieodpowiednie rzeczy...  A do ślubu jest co raz dalej i dalej... Jednak film jest pełen żartu oraz życiowych lekcji. Idealny na romantyczny wieczór z drugą połówką. Polecam!



You Get Me
You Get Me to amerykański thriller, który można obejrzeć na platformie Netflix. Tyler jest uczniem szkoły średniej zakochanym w swojej dziewczynie Alison "Ali". Pewnej nocy na imprezie Tyler odkrywa, że Ali wcale nie była taka grzeczna za jaką się podawała. Dochodzi do konfliktu, a para się rozstaje. Jednak chłopak wpada na tajemniczą Holly. Łapią wspólny język i spędzają razem noc. Niestety, Tyler zapomina o Holly i wspólnym weekendzie, kiedy Ali postanawia ich związkowi dać drugą szansę.

Holly ogarnia niezdrowa obsesja na punkcie chłopaka. Przenosi się do jego liceum i próbuje zrobić wszystko, aby skłócić zakochanych... Jednak nikt nie spodziewa się, do czego może doprowadzić jej zazdrość, a finał jest niezwykle szokujący. Podsumowując, moim zdaniem film jest naprawdę intrygujący. Może i ma niską ocenę na Filmwebie, ale ja takiej końcówki kompletnie się nie spodziewałam. Swoją drogą, było mi naprawdę szkoda Holly... Do czasu.



Narzeczony na niby
Narzeczony na niby to polska komedia romantyczna. Film opowiada o miłosnym życiu Kariny, która przeżyła niejeden zawód. W końcu postanawia zbudować prawdziwy i szczęśliwy związek. Niestety, reżyser, z którym pracuje nad programem dla dzieci, nie jest dobrym wyborem. Zaczyna udawać związek z taksówkarzem Szymonem, aby wraz z nim uczestniczyć w ślubie swojej siostry. Umowa między partnerami doprowadza do serii wypadków, niekoniecznie ze złym zakończeniem.

Ten film obejrzałam już ponad rok temu w kinie. Szczerze mówiąc, nie wiem czemu wcześniej o nim nie napisałam, lecz bardzo mi się podobał! Może i jest to znany już wszystkim schemat. Ale jednak coś w nim było. Bardzo możliwe, że to przez ten humor oraz wspaniałą dykcję głównej aktorki. Naprawdę! Wspaniale jej się słuchało. Polecam!



Mother!
Mother! to amerykański horror psychologiczny. Fabuła ukazuje małżeństwo i ich spokojne życie w wiejskim domku. On spędza kolejne dni próbując coś stworzyć. Kiedyś napisał Wielką Księgę, ale dziś na skutek twórczej blokady, nie jest w stanie wymyślić nic. Ona chce zapewnić ukochanemu idealne warunki do pracy, bierze na siebie wszystkie domowe obowiązki.  Niestety, wkrótce spokój zostaje zakłócony przez przybycie tajemniczej pary.

Od początku film wydaje się być inny. Jednak od połowy jest kompletnie niezrozumiały. Widz wręcz głupieje. Ja również nie wiedziałam, co o nim myśleć. Ale po przeczytaniu recenzji po filmie, wszystko zrozumiałam. Jest to nawiązanie do naszego świata. Ona - Matka Ziemia, On - Bóg, Dom - Ziemia i dzieło Stwórcy, a nieproszeni goście - to my, ludzie. Dlatego warto to wiedzieć przed obejrzeniem tej ekranizacji. Wtedy dopiero zobaczymy w tym wszystkim sens. Film na pewno nie należy do lekkich, a horrorem nie można go nazwać. Jednak nie jest dla wszystkich, ponieważ ta nietypowość nie każdemu się spodoba.

Oglądaliście któryś z powyższych filmów?
A może Was zaciekawiły?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

 A za tydzień (mam nadzieję) opowiem Wam o wycieczce "Szwecja w jeden dzień".
Obiecuję, że będzie, co czytać i oglądać!

Klasycznie zapraszam też na mojego Instagrama, jeśli macie ochotę zobaczyć, co się u mnie dzieje.

Ściskam mocno,
Adrasteja
Copyright © 2016 Adrasteja , Blogger