Wielu młodych ludzi podejmuje się pracy. Co raz częściej wybór ten pada na sklepy odzieżowe, bo przecież: "co jest trudnego w składaniu ubrań?". Tak samo myślałam i postanowiłam spróbować swoich sił. Jednak mój entuzjazm bardzo szybko ochłonął, gdy zobaczyłam to wszystko od wewnątrz. Dlatego zapraszam Was na moją opinie o pracy w butikach. Oczywiście, nie każdy musi się ze mną zgodzić, ponieważ w innych miastach, w różnych sieciówkach może być zupełnie inaczej.
Mimo, że moja praca trwała zaledwie miesiąc to uwierzcie, że po kilku dniach można było wyciągnąć wiele wniosków. Ale żeby nie było - są też zalety! A zatem zapraszam już do lektury!
ZALETY
BRAK DUŻYCH WYMAGAŃ
Moje CV nie było rozbudowane. Wciąż się uczę, a moje doświadczenie opiera się na miesięcznych praktykach w biurze podróży (teraz już nie tylko). Wiadomo, że o jakiejś wyrafinowanej pracy nie było co myśleć, a zwłaszcza na 1/2 etatu. Dlatego, jeśli ktoś się uczy w szkole średniej albo studiuje to jest to praca w sam raz dla niego. Ale więcej o tym w następnym punkcie.
ELASTYCZNY GRAFIK
Na początku podpisuje się umowę zlecenie - miesiąc lub trzy miesiące. Jest ona dla ucznia naprawdę dobrym rozwiązaniem, bo pracodawca przede wszystkim dopasowuje się pod niego. Mniej więcej do 15-tego dnia każdego miesiąca daje się dyspozycyjność i jest ona dopracowana tak, aby podane przez Ciebie wolne dni jak i pracujące - takie właśnie były. Jednak weekendy podlegały dyskusji, bo każdy musiał przynajmniej w jeden popracować. W przypadku umowy o pracę było niby podobnie, choć wtedy już pracodawca miał większą przewagę i mogło się zdarzyć tak, że podany przez nas dzień jako np. wolny - wcale nim nie był.
NOWE DOŚWIADCZENIE
Szczerze mówiąc to potrzebowałam takiego sprawdzenia się w pierwszej pracy. Za rok kończę szkołę, więc przyda mi się jakieś doświadczenie przed tą moją wymarzoną (choć i tak pewnie będzie czekać mnie długa droga). Umiem składać szybciej ubrania, w prostszy sposób niż tak jak robiłam to zawsze, nauczyłam się obsługiwać kasę oraz stałam się perfekcjonistką. Moja szafa w ostatnim czasie zmieniła się nie do poznania. Wszystko jest ustawione oraz poskładane według konkretnych wzorów. Tak jak musiałam robić to w pracy.
MOŻLIWOŚĆ BYCIA SOBĄ
W wielu pracach jest z góry określone jak mamy się ubierać. Przede wszystkim koszulka z logiem, a pozostałe ubrania w stonowanych kolorach lub według określonych standardów. W Sinsay'u natomiast, najważniejsza była umiejętność wyrażania siebie. Owszem, trzeba było nosić koszulkę z logiem oraz naszyjnik z serduszkiem (starsi sprzedawcy nie musieli, posiadali całkowitą dowolność), ale wszystko inne było takie jak się chciało. Fryzura czym modniejsza tym lepiej, makijaż czym wymyślniejszy tym lepiej. Swoim wizerunkiem mieliśmy zachęcać ludzi do kupowania właśnie w tym sklepie. Pokazać jakie jesteśmy "fajne młodzieżowe dziewczyny". Natomiast w takim Reserved, który także podchodził pod sieć LPP mieli zupełnie inaczej. Czarna koszulka, czarne spodnie, czarne buty i nic nie mogło być firmowe (np. Nike). Żadnej indywidualności.
PIENIĄDZE I ZNIŻKI
Największą zaletą pracy są oczywiście pieniądze. Oprócz sprawdzenia siebie, chciałam także dorobić, bo szykowały mi się drobne wydatki. Głównym pytaniem na rozmowie o pracę jest: "ile będę zarabiać?". Otóż stawka wynosi 13,80 brutto, a wychodzi to 11,70 netto na godzinę. Czy jest to dużo? Jak dla mnie tak, choć niektórzy uważają, że na taką pracę powinno być troszkę więcej. W każdym bądź razie ja nie narzekałam. Są jeszcze korzyści z bycia pracownikiem sklepu odzieżowego. Otóż sieć LPP (czyli Reserved, House, Cropp, Mohito i Sinsay) przygotowało specjalne rabaty. Po miesiącu albo kilku przepracowanych w danym sklepie dostawało się parę kuponów, które upoważniały do 25% zniżki na zakupy powyżej 50 zł w sieci LPP. Niestety, ja nie miałam okazji ich dostać, ale zapoznałam się z nimi pracując na kasie.
ZALETY/WADY
DARMOWA SIŁOWNIA
Tytuł może wydawać się dosyć dziwny, ale uwierzcie mi, że to nie żart! Przez pierwsze dwa tygodnie, gdy moje kwalifikacje opierały się głównie na przymierzalni i ogarnianiu sklepu to nie miałam ani chwili wytchnienia. Ciągłe bieganie po sklepie z rzeczami z przymierzalni albo wchodzenie na drabinę w celu powieszenia piżam. Dziwię się, że przez to szybkie wchodzenie na nią nic sobie nie zrobiłam. Oprócz tego nie można zapomnieć o noszeniu wielkich kartonów z towarem. Zaliczyłam parę zadrapań oraz schudłam 3 kg, co dla mnie jest na minus.
TOWARZYSTWO I ATMOSFERA
Jak wiadomo - ludzie są różni. Na swojej drodze spotykamy tych dobrych jak i złych. Przyjacielskich i wrednych. Ale przecież najważniejsze jest pierwsze wrażenie! I z tym niestety nie mogę się zgodzić, bo jest ono bardzo łudzące... U mnie w pracy bywało różnie. Były osoby, za którymi nie przepadałam. Czemu? A no bo były najzwyczajniej w świecie - wredne. Ale czasami nastawał taki dzień, gdy wszyscy mieli głupawkę albo po pracy szliśmy na piwo. Jednak przeważnie było niemiło przez co do pracy nie szło się z uśmiechem...
WYPACZENIE ZAWODOWE
Czy kiedykolwiek idąc ulicą zastanawialiście się: "o, ale ta dziewczyna ma fajną koszulkę, ciekawe skąd"? To ja mam teraz troszeczkę inaczej. Patrząc na ludzi, nie widzę super bluzki tylko to, że jest ona z Sinsay'a. Brzmi śmiesznie, ale uwierzcie, czasami jest to wręcz uciążliwie. Jednak znajomość ubrań ma swoje plusy. Otóż idąc do tego sklepu wiem, gdzie szukać danej rzeczy i czego mogę się spodziewać od danych stref. Zakupy takim sposobem stają się prostsze i przyjemniejsze.
WADY
BÓL ZEWNĘTRZNY I WEWNĘTRZNY
Idąc do takiej pracy spodziewałam się, że będą boleć mnie nogi. W końcu to parę godzin chodzenia i jedynie 15 minut siedzenia na przerwie. Jednak ból nóg okazał się niczym przy okropnym bólu kręgosłupa. Całe to chodzenie i schylanie się albo stawanie na palcach przez pół dnia naprawdę potrafi zmęczyć. Kończąc zmianę marzyłam tylko o tym, aby w końcu położyć się do łóżka. Po za tym, wspominałam wyżej o złej atmosferze, która także spowodowała to, że i dusza była wykończona po słuchaniu chamskich, sarkastycznych uwag ze strony pracowników jak i klientów.
Byliście kiedyś pod wieczór w sklepie? Widzieliście jaki chaos panuje po całym dniu? A przecież ktoś to musi posprzątać. Dlatego, gdzieś ok. 19 godziny zaczynaliśmy ogarniać sklep. Wieszanie rzeczy na swoje miejsce, ustawianie wieszaków według konkretnego schematu, odwieszanie ubrań z przymierzalni oraz układanie nieszczęsnych stołów. A przecież przez ten czas i tak są klienci, więc wiadomo, że będzie trzeba powtarzać te czynności po zamknięciu. Owszem mieliśmy wpisane w grafik te dodatkowe 15, a czasami 30 minut. Jednak bywały dni, kiedy zostawaliśmy ponad godzinę dłużej, a i tak nie było czysto. A czy mieliśmy za to płacone? Nie. Ale przecież nie mogliśmy zostawić brudnego salonu na następny dzień.
LICZENIE NA SIEBIE
To były moje pierwsze dni pracy. Nie ogarniałam jeszcze stref, więc ciężko było mi chodzić z ubraniami z przymierzalni. Często zdarzało się tak, że wracałam i odwieszałam je z powrotem na ramę. Jednak przed zmianą musieliśmy czytać plan dnia. Zawsze była wyznaczona osoba do przymierzalni oraz jedna do pomocy. Ale tej pomocy tak naprawdę wcale nie było... Byłam zdana po prostu na siebie mimo, że miały mi pomagać i mimo próśb moich jak i kierowniczki - nie robiły tego. Oczywiście wymówką było to, że są zajęte, ale kto przez 7 godzin pracy układa jeden stół ze spodniami?!
KLIENCI
Wiem, że nie wolno wsadzać wszystkich do jednego worka, dlatego od razu mówię, że kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć miłe słowa od klientów. Zwłaszcza jak byłam na kasie to mówili miłego dnia i szczerze się uśmiechali. Niektórzy nawet współczuli mi takiej pracy oraz życzyli powodzenia. Jednak to głównie przez nich wspominam źle tę pracę. Zostawianie rzeczy w przymierzalni to jedno, ale rzucanie ich na podłogę i traktowanie jak szmaty to drugie. Nie wspomnę o braniu 20 rzeczy na raz i nie kupieniu ani jednej (a limit w przebieralni jest 5). Albo przymierzanie białych ubrań i zostawianiu na nich tony podkładu. A potem inni klienci do nas mają o to pretensje, patrząc niezwykle krzywo i wrednie. Jednak najgorsze było rozwalanie stołów. Rozumiem, że trzeba znaleźć swój rozmiar, ale to nie upoważnia do tego, aby z wszystkich koszulek zrobić Piramidę Cheopsa! To głównie przez te stoły nie mogliśmy wyjść punktualnie z pracy, bo zajmują one czasami nawet ponad godzinę (oczywiście tylko jeden tyle zajmuje, a nie wszystkie). Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to człowiek człowiekowi tak bardzo robi na złość...
CHAOS
Nie wiem czy to zależy od lokalizacji, sklepu, ludzi czy sieci, ale naprawdę tutaj nie było prawie żadnego zorganizowania. Oprócz tego, że na salonie panował chaos spowodowany klientami to jeszcze od wewnątrz działy się złe rzeczy. Pracowałam przez miesiąc, a grafiku nie widziałam ani razu na oczy. Według władz wyższych podałam trzy razy nieprawidłowo swojego emaila. Przepraszam bardzo, ale ja chyba wiem jakiego mam emaila i jak się on nazywa, czyż nie? Przez to swój grafik znałam jedynie jak mówiła mi kierowniczka kilka dni przed albo koleżanka wysyłała screeny od siebie. Tak samo niedorzeczne jest dla mnie gubienie tak ważnych dokumentów jak umowa. Moja przyjaciółka dostała swoją po zakończeniu pracy, a innej koleżance zgubili tuż przed samą wypłatą. Wspominałam wyżej o planie dnia. Jednak nie zawsze był on wydrukowany, a jak już był to i tak w połowie robiło się inne rzeczy niż nakazano.
Najgorsze natomiast zostawiłam na koniec. Otóż dostałam złą wypłatę. Brakowało mi prawie 90 złotych. Wiadomo, od razu zadzwoniłam. Jednak byłam tak zbywana, że to szok. Jedni mówili mi, że już nie pracują, drudzy, że sprawdzą, a potem nie odbierali, a trzeci, że załatwią, a musiałam się upominać. Wiecie co? Minęło dwa tygodnie i dopiero jutro dostanę swoje pieniądze. Ale przez te całe dwa tygodnie musiałam dzwonić, co kilka dni i się upominać. Naprawdę ŻENADA.
Podsumowując, jeśli ktoś zaproponowałby mi ponownie pracę w sklepie odzieżowym to zastanowiłabym się bardzo mocno i to dwa razy. Naprawdę, cieszę się, że zarobiłam swoje pierwsze pieniądze uczciwą i ciężką pracą, ale nie wiem czy takie nerwy były tego warte. Oczywiście, ktoś kto dłużej pracuje nie musi się ze mną zgodzić. Jednak napisałam to na podstawie swoich obserwacji w swoim sklepie. Wiadomo, że dużo zależy od ludzi, sklepu (czy jest to taki młodzieżowy i tani czy bardziej prestiżowy), a przede wszystkim od LOKALIZACJI. Akurat ja pracowałam w jednej z najpopularniejszej galerii w okolicy i wiem, że był to OKROPNY wybór. Cieszę się, że mam ten rozdział już za sobą.
Kombinezon: Cubus // Koszula: Stradivarius // Trampki: Allegro
Pracowaliście kiedyś w sklepie odzieżowym?
Macie jeszcze jakieś pytania?
A może inną pracę wspominacie równie niemiło?
Pochwalcie się koniecznie w komentarzach!
Zachęcam także do odwiedzenia mojego Instagrama.
Trzymajcie się ciepło,
Adrasteja