niedziela, 20 listopada 2016

KONCERT Justina Biebera

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego, że będę opisywać drugi koncert Justina Biebera w Polsce. Czemu? Około rok czasu wiedziałam, że nie jadę. Natomiast 5 dni przed koncertem wszystko się zmieniło. Mama zwiększyła debet, a ja miałam ogarnąć kupno biletów, dojazd i osobę, z którą będę jechać (wybór padł na mojego chłopaka). Bilety na koncert jak wiadomo kupiliśmy drożej, bo nikt nie sprzedawał po normalnej cenie. Bilety na transport również okazały się problemem - nie było miejsc oraz ceny niektórych przejazdów wynosiły po ponad 100 zł na osobę. Jednak cała niedziela spędzona przed komputerem opłaciła się. Dojazd załatwiony, a bilety na koncert przyszły już we wtorek. Kiedy otworzyłam obie przesyłki i zobaczyłam zawartość, zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć w to, że znowu go zobaczę. 
Swoją podróż zaczęliśmy 10 listopada o 22.59. Przejechanie ponad 600 km wcale nie było takie ciężkie jak myślałam. Gorszym problemem okazał się SEN. Spanie w pociągu nie jest niemożliwe, lecz był to nie lada wyczyn. A coś spać musieliśmy, aby następnego dnia utrzymać się na nogach, a przede wszystkim na koncercie.

Do Krakowa przybyliśmy o 8.10. Udaliśmy się na rynek i Wawel - w skrócie trochę pozwiedzaliśmy. Potem odezwały się nasze brzuchy, więc ruszyliśmy w poszukiwanie jakiejś czynnej pizzerii. Przypominam, że był to 11 listopada, więc prawie wszystkie sklepy czy restauracje były po prostu zamknięte. Po skonsumowaniu pizzy, która była taka 6/10 mogliśmy już w spokoju pójść pod arenę. Trochę się pokręciliśmy, przywitaliśmy z kilkoma osobami i usiedliśmy w poczekalni, bo na dworze było dosyć chłodnawo. Po 15 stwierdziliśmy, że czas stanąć w kolejce, która z każdą minutą zwiększała się o dodatkowe osoby.

Czekanie było dosyć męczące. Wpuszczać mieli zacząć dopiero o 18.45. Jednak nie byłam sama, a oprócz tego miałam jedzenie, które również pozwoliło mi przetrwać. W końcu po trzygodzinnym czekaniu i straceniu czucia w stopach i kolanach zaczęli wpuszczać (naprawdę podziwiam osoby, które w kolejce stały od 7). Na arenę weszliśmy około 19.45. Zdążyliśmy wysłuchać jednego support'a, zanieść kurtki do szatni i zająć miejsce na płycie. O godzinie ok. 20.30 koncert ROZPOCZĄŁ SIĘ.
Na początku kompletnie do mnie nie docierało, co się dzieję. Przez pierwsze dwie piosenki miałam uczucie, że po prostu oglądam jakiś film, a jego tutaj tak naprawdę nie ma. Kiedy rozbrzmiała melodia piosenki "I'll show you" dopiero wtedy odważyłam się wyciągnąć telefon i cokolwiek nagrać. Pierwsza połowa koncertu zleciała jak z płatka. Druga natomiast była przecudowna. Justin z nami rozmawiał, uśmiechał się, żartował. Mogliśmy nawet zadawać mu pytania. Kiedy z nim rozmawialiśmy nikt się nie darł, co tworzyło taką cudowną atmosferę. 

Na koncercie bawiłam się doskonale. Cały czas śpiewałam i płakałam. Byłam taka szczęśliwa. Nagrałam tylko trzy piosenki: "I'll show you", "Company" i "Let me love you". Kompletnie nie rozumiem osób, które nagrywały cały koncert i które przez to traciły jakąkolwiek zabawę i satysfakcję bycia tam. 
Oprócz tego na koncert było przygotowane kilka akcji. Na "Life is worth to living" każdy miał ułożyć z dłoni serce. Na "What do you mean" każdy miał wyciągnąć glowsticka i machać nim. Po piosence "Sorry" mieliśmy klaskać zamiast krzyczeć, lecz to zrobiliśmy po "Love yourself". Na "Purpose" każdy miał wyciągnąć kartkę z napisem My purpose is...(i dopisany każdego cel, po angielsku). Akcje prawie wszystkie się udały, oprócz glowsticków, bo ich nie było zbyt wiele jak na arenę. 
*jedno zdjęcie własne, reszta pochodzi z internetu i od moich znajomych*

Koncert trwał dwie godziny, a zleciał oczywiście bardzo szybko. Po zakończonym występie marzyłam jedynie o ciepłym łóżku, lecz na to musiałam trochę poczekać, ponieważ czekało nas jeszcze 11 godzin podróży do domu.

Takim o to sposobem zobaczyłam DRUGI RAZ w życiu JUSTINA BIEBERA.
Do końca moich dni będę wdzięczna mamie, że pomogła mi spełnić moje marzenie i sprawiła, że na mojej twarzy namalował się uśmiech.

Ktoś był może na koncercie Justina w Krakowie? Jak Wasze wrażenia?
Byliście na koncercie Waszych ulubionych artystów?
24 listopada czeka mnie jeszcze koncert Bastille, więc czekajcie cierpliwie na kolejną koncertową notkę!

21 komentarzy:

  1. Ja byłam na koncercie... Coś niesamowitego!! Nigdy nie zapomnę tych emocji <3 Kocham go całym serduszkiem.. :') Obserwujemy? daj znac w kom! :)

    start-afire.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie byłam ale wyglada ze fajnie się ludzie bawili :)

    Zapraszam http://ispossiblee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie cudowne przeżycie! Uwielbiam ludzi dzielących się pasją! :D <3
    https://lone-gunmens.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać i patrzeć jak komuś spełniają się marzenia. Super ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I love Justin Bieber *-*
    Great blog! I'm following you! Follow back? <3
    Kisses
    http://omundodajesse.blogspot.pt

    OdpowiedzUsuń
  6. lubię koncerty coś wspaniałego:)

    OdpowiedzUsuń
  7. to nie mój gust muzyczny, ale super, że spełniasz marzenia! <3 to coś wspaniałego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedyś też miałam swoich idoli, ale dawno temu to było, teraz już z tego wyrosłam :)
    fajnie, że marzenie Ci się spełniło <3
    obs.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, że pojechałaś na ten koncert! Ja nie byłam bo go nie słucham ale koncerty to super sprawa :)
    Mój blog - Klik

    OdpowiedzUsuń
  10. Pewno wróciłaś do domu zmęczona, ale z pewnością szczęśliwa i baaaaaaaaardzo zadowolona :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. Potem przespałam 16 godzin ale wrażenia nie do opisania :)

      Usuń
  11. Lubię niektóre piosenki, ale nie wiem czy chciałabym iść na jego koncert.

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajnie, że udało Ci się spełnić marzenie!:)

    xxBasia

    OdpowiedzUsuń
  13. Lubię koncerty :) Kiedyś byłam wielką fanką Justina, ale to jeszcze na początku jego kariery, jak jeszcze nagrywał na YT :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Takie koncerty to super sprawa. Też miałam kiedyś swoich idoli i do dziś wspominam nieprzespane noce w podróży na koncert. Potem z córką też jeździłam. Fajnie jest mieć swojego idola bo nawet jak życie czasem dokuczy to jego muzyka i to wszystko co się wiąże z byciem fanem pomaga.

    OdpowiedzUsuń
  15. Mi podoba się jedna piosenka tego wokalisty "Never say never"

    OdpowiedzUsuń

- Za każde odwiedziny, komentarz oraz obserwację bardzo dziękuję!
- Postaram się odwiedzić Twojego bloga, o ile czas mi na to pozwoli.
- Nie musisz zostawiać linka, z pewnością do Ciebie trafię.
- Jeśli masz jakieś pytania, nie krępuj się, postaram się na nie odpowiedzieć najszybciej jak to będzie możliwe.

Dziękuję za Twój pobyt i zapraszam ponownie!
Jeśli masz ochotę to zachęcam do obserwacji bloga oraz przeczytania poprzednich postów.
Nowe wpisy w PIĄTKI o 17. Do zobaczenia!