Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego, że będę opisywać drugi koncert Justina Biebera w Polsce. Czemu? Około rok czasu wiedziałam, że nie jadę. Natomiast 5 dni przed koncertem wszystko się zmieniło. Mama zwiększyła debet, a ja miałam ogarnąć kupno biletów, dojazd i osobę, z którą będę jechać (wybór padł na mojego chłopaka). Bilety na koncert jak wiadomo kupiliśmy drożej, bo nikt nie sprzedawał po normalnej cenie. Bilety na transport również okazały się problemem - nie było miejsc oraz ceny niektórych przejazdów wynosiły po ponad 100 zł na osobę. Jednak cała niedziela spędzona przed komputerem opłaciła się. Dojazd załatwiony, a bilety na koncert przyszły już we wtorek. Kiedy otworzyłam obie przesyłki i zobaczyłam zawartość, zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć w to, że znowu go zobaczę.
Swoją podróż zaczęliśmy 10 listopada o 22.59. Przejechanie ponad 600 km wcale nie było takie ciężkie jak myślałam. Gorszym problemem okazał się SEN. Spanie w pociągu nie jest niemożliwe, lecz był to nie lada wyczyn. A coś spać musieliśmy, aby następnego dnia utrzymać się na nogach, a przede wszystkim na koncercie.
Do Krakowa przybyliśmy o 8.10. Udaliśmy się na rynek i Wawel - w skrócie trochę pozwiedzaliśmy. Potem odezwały się nasze brzuchy, więc ruszyliśmy w poszukiwanie jakiejś czynnej pizzerii. Przypominam, że był to 11 listopada, więc prawie wszystkie sklepy czy restauracje były po prostu zamknięte. Po skonsumowaniu pizzy, która była taka 6/10 mogliśmy już w spokoju pójść pod arenę. Trochę się pokręciliśmy, przywitaliśmy z kilkoma osobami i usiedliśmy w poczekalni, bo na dworze było dosyć chłodnawo. Po 15 stwierdziliśmy, że czas stanąć w kolejce, która z każdą minutą zwiększała się o dodatkowe osoby.
Czekanie było dosyć męczące. Wpuszczać mieli zacząć dopiero o 18.45. Jednak nie byłam sama, a oprócz tego miałam jedzenie, które również pozwoliło mi przetrwać. W końcu po trzygodzinnym czekaniu i straceniu czucia w stopach i kolanach zaczęli wpuszczać (naprawdę podziwiam osoby, które w kolejce stały od 7). Na arenę weszliśmy około 19.45. Zdążyliśmy wysłuchać jednego support'a, zanieść kurtki do szatni i zająć miejsce na płycie. O godzinie ok. 20.30 koncert ROZPOCZĄŁ SIĘ.
Na początku kompletnie do mnie nie docierało, co się dzieję. Przez pierwsze dwie piosenki miałam uczucie, że po prostu oglądam jakiś film, a jego tutaj tak naprawdę nie ma. Kiedy rozbrzmiała melodia piosenki "I'll show you" dopiero wtedy odważyłam się wyciągnąć telefon i cokolwiek nagrać. Pierwsza połowa koncertu zleciała jak z płatka. Druga natomiast była przecudowna. Justin z nami rozmawiał, uśmiechał się, żartował. Mogliśmy nawet zadawać mu pytania. Kiedy z nim rozmawialiśmy nikt się nie darł, co tworzyło taką cudowną atmosferę.
Na koncercie bawiłam się doskonale. Cały czas śpiewałam i płakałam. Byłam taka szczęśliwa. Nagrałam tylko trzy piosenki: "I'll show you", "Company" i "Let me love you". Kompletnie nie rozumiem osób, które nagrywały cały koncert i które przez to traciły jakąkolwiek zabawę i satysfakcję bycia tam.
Oprócz tego na koncert było przygotowane kilka akcji. Na "Life is worth to living" każdy miał ułożyć z dłoni serce. Na "What do you mean" każdy miał wyciągnąć glowsticka i machać nim. Po piosence "Sorry" mieliśmy klaskać zamiast krzyczeć, lecz to zrobiliśmy po "Love yourself". Na "Purpose" każdy miał wyciągnąć kartkę z napisem My purpose is...(i dopisany każdego cel, po angielsku). Akcje prawie wszystkie się udały, oprócz glowsticków, bo ich nie było zbyt wiele jak na arenę.
*jedno zdjęcie własne, reszta pochodzi z internetu i od moich znajomych*
Koncert trwał dwie godziny, a zleciał oczywiście bardzo szybko. Po zakończonym występie marzyłam jedynie o ciepłym łóżku, lecz na to musiałam trochę poczekać, ponieważ czekało nas jeszcze 11 godzin podróży do domu.
Takim o to sposobem zobaczyłam DRUGI RAZ w życiu JUSTINA BIEBERA.
Do końca moich dni będę wdzięczna mamie, że pomogła mi spełnić moje marzenie i sprawiła, że na mojej twarzy namalował się uśmiech.
Ktoś był może na koncercie Justina w Krakowie? Jak Wasze wrażenia?
Byliście na koncercie Waszych ulubionych artystów?
24 listopada czeka mnie jeszcze koncert Bastille, więc czekajcie cierpliwie na kolejną koncertową notkę!
Ja byłam na koncercie... Coś niesamowitego!! Nigdy nie zapomnę tych emocji <3 Kocham go całym serduszkiem.. :') Obserwujemy? daj znac w kom! :)
OdpowiedzUsuństart-afire.blogspot.com
Rzeczywiście emocje niezapomniane :)
UsuńJa nie byłam ale wyglada ze fajnie się ludzie bawili :)
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com
Pewnie cudowne przeżycie! Uwielbiam ludzi dzielących się pasją! :D <3
OdpowiedzUsuńhttps://lone-gunmens.blogspot.com
Uwielbiam czytać i patrzeć jak komuś spełniają się marzenia. Super ! :)
OdpowiedzUsuńI love Justin Bieber *-*
OdpowiedzUsuńGreat blog! I'm following you! Follow back? <3
Kisses
http://omundodajesse.blogspot.pt
lubię koncerty coś wspaniałego:)
OdpowiedzUsuńto nie mój gust muzyczny, ale super, że spełniasz marzenia! <3 to coś wspaniałego :)
OdpowiedzUsuńTakie wspomnienia zostaną na długo:)
OdpowiedzUsuńMój blog ♥ Serdecznie zapraszam !
Zdecydowanie :)
Usuńkiedyś też miałam swoich idoli, ale dawno temu to było, teraz już z tego wyrosłam :)
OdpowiedzUsuńfajnie, że marzenie Ci się spełniło <3
obs.:)
Super, że pojechałaś na ten koncert! Ja nie byłam bo go nie słucham ale koncerty to super sprawa :)
OdpowiedzUsuńMój blog - Klik
Spełnione marzenie, super!;)
OdpowiedzUsuńPewno wróciłaś do domu zmęczona, ale z pewnością szczęśliwa i baaaaaaaaardzo zadowolona :)))
OdpowiedzUsuńOj tak. Potem przespałam 16 godzin ale wrażenia nie do opisania :)
UsuńLubię niektóre piosenki, ale nie wiem czy chciałabym iść na jego koncert.
OdpowiedzUsuńFajnie, że udało Ci się spełnić marzenie!:)
OdpowiedzUsuńxxBasia
Lubię koncerty :) Kiedyś byłam wielką fanką Justina, ale to jeszcze na początku jego kariery, jak jeszcze nagrywał na YT :)
OdpowiedzUsuńJego nie lubię, ale fajnie spiewa.
OdpowiedzUsuńTakie koncerty to super sprawa. Też miałam kiedyś swoich idoli i do dziś wspominam nieprzespane noce w podróży na koncert. Potem z córką też jeździłam. Fajnie jest mieć swojego idola bo nawet jak życie czasem dokuczy to jego muzyka i to wszystko co się wiąże z byciem fanem pomaga.
OdpowiedzUsuńMi podoba się jedna piosenka tego wokalisty "Never say never"
OdpowiedzUsuń