piątek, 29 kwietnia 2022
TAMMY, W STARYM, DOBRYM STYLU, WIECZÓR GIER, WYBIERAJ ALBO UMIERAJ | PRZEGLĄD FILMÓW #8
piątek, 15 kwietnia 2022
MORBIUS | RECENZJA FILMU
"Morbius" - to amerykański film akcji na podstawie serii komiksów o postaci o tej samej nazwie wydawnictwa Marvel Comics. Michael Morbius to śmiertelnie chory na rzadką chorobę krwi doktor. Wyjątkowo zdeterminowany próbuje wynaleźć lekarstwo, aby uratować siebie i przyjaciela oraz innych chorych. Niestety, rozpoczyna ryzykowną grę... Początkowy sukces zamienia się w piekło.
W skrócie - Biochemik Michael Morbius, próbując wyleczyć z rzadkiej choroby krwi, niechcący zaraża się pewnym rodzajem wampiryzmu.
Ale także pełnych brzuszków, smacznego!
piątek, 8 kwietnia 2022
7 URODZINY BLOGA
Witajcie Kochani! 8 kwietnia... To wyjątkowa dla mnie data. Kolejny rok w tym internetowym świecie. Tyle słów, wspomnień i zdjęć jest tutaj zapisanych. Mimo, że ostatni czas nie był zbyt intensywny, jeśli chodzi o moją obecność. To i tak człowiek czuje ogromne przywiązanie. W każdym bądź razie - ja je czuję i dobrze mi z tym uczuciem.
Tak jak co roku chciałabym Wam podziękować za obecność. Za ciągłe wsparcie. Odwiedziny, komentarze i obserwacje. To bardzo pomaga w dalszym tworzeniu. Za każdym razem cieszę się na myśl o powrocie tutaj. Mam nadzieję, że ta radość pozostanie ze mną jak najdłużej.
Zdjęcia, które dzisiaj możecie zobaczyć były zrobione dwa lata temu, kiedy to po kilku tygodniach siedzenia w domu delikatnie poluzowano obostrzenia i wyjście na zewnątrz okazało się wręcz nagrodą. Nie wiem czemu wcześniej się tutaj nie pojawiły. Ale mam do nich sentyment. Przypominają mi o tej chwili oddechu w tym pędzącym świecie. Dlatego myślę, że idealnie wpasowują się w dzisiejszą tematykę, ponieważ to miejsce, ten właśnie blog jest dla mnie taką odskocznią.
Dziękuję Wam za ostatnie lata!
piątek, 1 kwietnia 2022
WEEKEND w KRAKOWIE | Jedzenie, widoki i koty
Witajcie Kochani w kwietniu! Co u Was słychać? Jak wiecie, bądź nie, zeszłoroczne wakacje spędziłam w kilku miastach w Polsce, głównie na jej południu. Opisywałam Wam tutaj magiczny park w Jaworznie oraz cudowne jaskinie w malowniczej Dolinie Kościeliskiej. Jeśli nie widzieliście tych wpisów to serdecznie do nich zapraszam! Wszystkie znajdziecie w zakładce podróże.
Do wakacji co prawda zostało jeszcze trochę czasu, ale z racji, że pogoda się popsuła to stwierdziłam, że dobrze byłoby powspominać te cieplejsze dni! Zwłaszcza, że mam kilka niezrealizowanych wpisów o tematyce podróżniczej... Dlatego też dzisiaj opowiem Wam o naszym weekendzie w Krakowie! Będzie trochę jedzenia, historii, natury oraz... kotów! Zapraszam do czytania!
Zacznijmy może od noclegu. Wybraliśmy Delis Apartments, obiekt umieszczony na Starym Mieście, przy ulicy Długiej. Specjalnie patrzeliśmy na lokalizację, aby jak najwięcej pozwiedzać w tej okolicy, nie tracąc czasu na dojazdy. Za 2 noclegi w pokoju dwuosobowym z prywatną łazienką zapłaciliśmy 288 złotych. Obiekt był niezwykle zadbany, czysty i posiadał bardzo wygodne łóżko! Do tego obsługa przemiła. Na poniższych zdjęciach oprócz wygodnego łóżka, możecie również zobaczyć moje śniadanie - oscypki przywiezione prosto z Zakopanego oraz słynne krakowskie obwarzanki, których koniecznie musicie skosztować będąc w tym mieście!Będąc w Krakowie, nie można nie odwiedzić Starego Miasta! Ta dzielnica ma po prostu w sobie to coś. Niezwykłe uliczki i architektura - Sukiennice, Kościół Mariacki, a do tego niezwykłe Wzgórze Wawelskie, z którego rozpościera się widok na Wisłę. Przy okazji warto też się przespacerować bulwarami. Pierwszego dnia, korzystając z braku opadów postanowiliśmy zjeść obiadokolacje na Rynku Głównym. Nasz wybór padł na restauracje Max 18, która posiadała w tej chwili wolne stoliki na zewnątrz. Nie czytając opinii na Google - skusiliśmy się. Muszę przyznać, że jedzenie było przepyszne, a klimat rynku jeszcze bardziej umilił mi spożywanie tego posiłku. Do obsługi nie mogę się przyczepić, bo dla nas była naprawdę w porządku. Jednak dla pozostałych bywało różnie... Osoby, które o tej godzinie chciały zjeść tylko i wyłącznie deser były kierowane do innych restauracji, bo jak tłumaczyła kelnerka: "teraz jest pora obiadowa". Choć mogło być to tak naprawdę ukierunkowane 10% napiwkiem doliczonym do rachunku, a wiadomo, że za obiad więcej się zapłaci niż za kawałek ciasta. Nie chcę tego oceniać, ponieważ może po prostu mają takie wytyczne... Mimo to, miło wspominam posiłek w tej restauracji, bo zostaliśmy dobrze obsłużeni, najedliśmy się i cieszę się, że wcześniej nie przeczytałam opinii, bo mogłabym się mocno zrazić do tego miejsca.Przyszedł czas na kawałek historii. Nasz wybór padł na Muzeum Kościuszkowskie i Kopiec Kościuszki, który jest jednym z pięciu kopców w Krakowie. Zwiedzanie zaczyna się od muzeum, gdzie można się dowiedzieć bardzo wiele informacji na temat życia Tadeusza Kościuszki. Po zdobyciu wiedzy udajemy się na dwór, aby wejść na Kopiec, z którego zobaczymy widok na cały Kraków! Po obejrzeniu, w cenie biletu mamy jeszcze wstęp do Muzeum Figur Woskowych. Co prawda nie robi ono większego szału, ale jest ciekawym urozmaiceniem.Tego dnia, udaliśmy się do restauracji Kuchnia Staropolska u Babci Maliny. Tym razem czytając opinie w Google, mając konkretne oczekiwania. Początkowo był problem ze znalezieniem tego miejsca, ponieważ weszliśmy do niego przez bibliotekę i nie byliśmy pewni czy dobrze trafiliśmy. W końcu się udało. Wystrój bardzo klimatyczny, można było poczuć się jak w domu u babci. Jedzenie jak i ceny również w porządku. Choć niestety Patryk natrafił na kawałek surowego mięsa...
Deszcz nie chciał odpuścić. Stwierdziłam, że będzie to idealny moment na wycieczkę po lesie z parasolem. Nie wzięłam jednak pod uwagi faktu, że leje już tak długo, że się zrobiło błoto... W dodatku miałam na sobie białe buty, a mapa kompletnie zwariowała... Właśnie tak wyglądała nasza droga do słynnego Zakrzówka. Pobłądziliśmy, zmokliśmy, ale w końcu udało nam się dotrzeć na Skałki Twardowskiego.Najlepsze natomiast zostawiłam na koniec! Moim głównym celem podróży do Krakowa było odwiedzenie... Kociej Kawiarni Kociarni. Jestem wielką miłośniczką zwierząt, więc nie mogłam sobie odpuścić takiego miejsca! Na początku trzeba było zapoznać się z regulaminem. Następnie czekało na nas przejście przez szafę niczym w Narnii, a tam... koty! Pełno kotów i ich zabawek. Niezwykłe miejsce. Nie schodził mi uśmiech z twarzy.
*Zdjęcia autorskie*